Akcja maseczkowa - podsumowanie

10:00

Akcja maseczkowa - podsumowanie

 W październiku w ramach akcji Październik miesiącem maseczek (KLIK) przetestowałam cztery maseczki algowe firmy Organique: anty-trądzikową (KLIK), żurawinową (KLIK), dyniową (KLIK) oraz borówkową (KLIK). Dziś chciałabym zaprosić Was w ramach podsumowania akcji, na małe porównanie wszystkich czterech maseczek.

Wersja anty-trądzikowa: 


Jako jedyna z testowanych przeze mnie wersji przeznaczona jest typowo dla skóry tłustej, mieszanej i trądzikowej. W związku z tym, najlepiej łagodziła ona stany zapalne, zwężała pory, a także rozjaśniała i ujednolicała koloryt skóry. Niestety skóra po jej użyciu wymagała nawilżenia, nie pozostawała też dłużej matowa, wręcz przeciwnie.  
Ocena ogólna: 4/5.


Wersja żurawinowa:


Przeznaczona do skóry dojrzałej, zmęczonej i naczyniowej. Wygładzała drobne zmarszczki, pozostawiała skórę lepiej napiętą i dobrze nawilżoną. Delikatnie rozjaśniała i wyrównywała koloryt. Krótko mówiąc, spełniała wszystkie obietnice producenta.  
Ocena ogólna: 5/5.


Wersja z dynią i glukozą:


Przeznaczona do skóry wrażliwej, matowej, odwodnionej, zmęczonej i łuszczącej się. Ze wszystkich czterech wersji ona najmocniej nawilżała skórę, dając wrażenie porządnego odżywienia.  Po jej użyciu skóra nabierała złotego odcienia, jakby delikatnej opalenizny, lekko wpadającej w pomarańczowy odcień. Na mojej bardzo bladej z natury cerze niestety nie wyglądało to dobrze:(
Ocena ogólna: 3/5.


Wersja borówkowa:


Przeznaczona do każdego typu cery, również wrażliwej i naczyniowej. Jej działanie jest bardzo podobne do wersji żurawinowej. Tu również otrzymujemy dobrą dawkę nawilżenia, rozjaśnienie cery i wyrównanie kolorytu, ale tym co dla mnie tą maskę dyskwalifikuje jest jej zapach. O ile wersja żurawinowa (również perfumowana) pachnie bardzo delikatnie i owocowo, o tyle zapach maski borówkowej jest tak silny i duszący, że przez cały czas trwania zabiegu ma się ochotę wstrzymywać oddech. W dodatku zapach jest typowo mydlany, w niczym nie przypominający borówek.  
Ocena ogólna: 2/5.


Podsumowując, najlepiej sprawdziły się maska żurawinowa i anty-trądzikowa. Obie mogę Wam z czystym sumieniem polecić, sama również będę bardzo chętnie do nich wracać. Chciałabym również przetestować dla porównania maseczki algowe innych firm, jeśli więc macie swoje typy piszcie, chętnie się z nimi zapoznam:)

A na koniec mały bonus.

Poznajcie mojego halloweenowego gościa - Stworka:



Muszę przyznać, że jak na pierwszy raz i takie manualne beztalencie jak ja, wyszedł całkiem sympatycznie:)
To co? Cukierek, czy psikus?


22:44

Dlaczego i jak stosować algi?


Jak wiecie, do swojej październikowej akcji  testowania maseczek (KLIK) wybrałam maseczki algowe.
Dlaczego właśnie je?

Algi to nic innego jak glony, czyli samożywne organizmy wodne. Ich popularność w dziedzinie kosmetyki wynika głównie z faktu, że zawierają wiele cennych dla naszej skóry substancji, które są w dodatku przez nią łatwo i szybko przyswajane.

Algi w kosmetyce


W algach znajdziemy następujące substancje aktywne:

Białka - zawierające takie aminokwasy, jak alanina, aspargina, glicyna, lizyna, seryna. Związki te występują w NMF (natural moisturizing factor), czyli naturalnym czynniku nawilżającym, będącym składnikiem warstwy rogowej i nadającym skórze odpowiednie nawilżenie. Na szczególną uwagę zasługują glony zawierające w swoim składzie aosainę. Związek ten opóźnia proces starzenia skóry, ponieważ powoduje obniżenie aktywności elastazy - enzymu rozkładającego elastynę. Białko to występuje w skórze, gdzie odpowiada za prawidłowe jej funkcjonowanie, zapewniając odpowiednią elastyczność i gładkość.

Węglowodany - działają bakteriostatycznie, regulują pracę gruczołów łojowych (mannit, mannitol, sorbitol), nawilżają (karagen), poprawiają krążenie, stymulują przemianę materii (flukoidyna, laminaryna). Mukopolisacharydy (MPS), głównie kwas hialuronowy i siarczan chondroityny, są substancjami silnie nawilżającymi skórę.
 
Polifenole - posiadają właściwości antyoksydacyjne, antyrodnikowe i przeciwzapalne. Badania wykazały, że ekstrakt alg chroni przed działaniem wolnych rodników, opóźniając tym samym procesy starzenia.
 
Lipidy - zawierają niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe (NNKT), w tym także kwas linolenowy, który wzmacnia barierę lipidową oraz likwiduje stany zapalne naskórka. 
 
Witaminy - z grupy B (B1, B2, B5, B6, B12), które biorą udział w metabolizmie tłuszczy i białek, dzięki czemu wykazują zdolność odnowy naskórka, a także witaminy E i C oraz ß-karoten, które wykazują działanie antyrodnikowe, wzmacniają ściany naczyń, aktywizują procesy zachodzące w skórze, poprawiają jej koloryt. 

Mikroelementy - głównie brom, cynk, jod, wapń, żelazo, miedź, magnez i mangan. Dzięki specyficznej budowie łatwo przenikają one przez barierę warstwy rogowej naskórka, zapewniając prawidłowe funkcjonowanie skóry.

Preparaty kosmetyczne zawierające wyciągi z alg morskich nadają się do wszystkich typów cery, szczególnie zaś polecane są do pielęgnacji cery osób często przebywających w suchych pomieszczeniach, narażonych na działanie skażonego powietrza wielkich miast, żyjących w ciągłym stresie. Czynniki te wpływają bowiem negatywnie na skórę, przyspieszając proces jej starzenia. Stosowanie preparatów zawierających glony może neutralizować skutki tych działań. Algi zaopatrują naszą skórę w witaminy, aminokwasy, elementy śladowe, proteiny i składniki mineralne, przez co regenerują tkanki i komórki i zapewniają jej prawidłowe nawilżenie.


Maska algowa sposób przygotowania


Do przyrządzenia maski algowej potrzebujemy:
- wybranej maseczki algowej
- miseczki (najlepiej silikonowej, ale równie dobrze bada się szklana, ceramiczna, czy plastikowa)
- drewnianej lub plastikowej szpatułki (metalowa łyżeczka odpada, bo reaguje z alginatem)
- wody lub hydrolatu

Swój silikonowy zestaw do maseczek algowych zamówiłam na allegro za ok. 16 zł.

Przed przystąpieniem do rozrobienia maseczki, dokładnie oczyszczamy twarz i nakładamy na nią serum, ampułkę, olejek lub dobry krem (maseczka algowa, działając na zasadzie okluzji, sprawi, że nałożony pod nią preparat lepiej i głębiej wniknie w skórę). Do miseczki odmierzamy odpowiednią ilość proszku (na samą twarz wystarcza mi jedna duża miarka, na twarz, szyje i dekolt - dwie czubate) i stopniowo dodajemy wodę. Wszystko dokładnie mieszamy do uzyskania konsystencji śmietany. Ponieważ algi szybko tężeją i zamieniają się w gumę, maskę musimy nakładać niezwłocznie po przyrządzeniu. Możemy to robić bezpośrednio na skórę (wtedy należy pamiętać by nakładać maskę grubą warstwą, co ułatwi jej późniejsze ściąganie) lub na maskę z gazy (pozwala to na użycie mniejszej ilości produktu i ułatwia ściąganie). Szczególnie w tym drugim przypadku, przyda nam się pomoc drugiej osoby. Warto pamiętać również o zabezpieczeniu ubrania, gdyż w razie zabrudzenia powstaną trudne do usunięcia plamy. Po upływie ok. 15-20 min. ściągamy maskę z twarzy w miarę możliwości w jednym kawałku. Nie myjemy już buzi, a ewentualne pozostałości maski delikatnie domywamy wilgotnym wacikiem.

Wbrew pozorom, to wcale nie jest takie trudne i warto przynajmniej spróbować. Ze względu na bogate właściwości odżywcze alg, zamierzam na stałe włączyć je do swojej pielęgnacji i Was zachęcam do tego samego. Wierzę, że po latach skóra nam się za to odwdzięczy młodym i zdrowym wyglądem:)

Pozdrawiam
Ania

Mini zakupy w The Body Shop

13:30

Mini zakupy w The Body Shop

Miniony weekend miałam okazję spędzić w Warszawie i choć mój harmonogram był tak napięty, że nie miałam czasu zajść do tych wszystkich sklepów, do których nie mam na co dzień dostępu, to jednak jeden z nich musiałam odwiedzić choćby nie wiem co! Mowa o sklepie THE BODY SHOP:)


Jest to jedna z tych marek, które w blogosferze owiane są niemal legendą, i które im trudniej dostępne, tym większe budzą pożądanie. Kiedy więc okazało się, że mój pobyt w stolicy pokrywa się z terminem promocji na ich produkty, nie mogłam nie skorzystać:)

O to co zakupiłam:


1. Masło do ciała o zapachu orzecha brazylijskiego - piękny słodki zapach, idealny na chłodne jesienne wieczory:) Cena standardowa: 69 zł, cena na promocji: 35 zł.


2. Truskawkowy żel pod prysznic - naprawdę pachnie słodkimi truskawkami, co po suflecie Love2Mix Organic (KLIK) jest miłą odmianą:) Cena standardowa: 25 zł, cena na promocji: 12,50 zł.


Do zakupów dostałam gigantyczną próbkę brzoskwiniowego balsamu do ciała o pojemności szalonych 5 ml oraz kupon 25% zniżki na zakup produktów z kolekcji świątecznej.

Cieszę się jak dziecko i już nie mogę się doczekać wieczora, żeby zacząć to wszystko testować:)
Jeśli macie dostęp do sklepów The Body Shop i chciałybyście skorzystać z promocji to obowiązuje ona do 5 listopada i obejmuje tylko wybrane produkty i wersje zapachowe. Więcej szczegółów znajdziecie TUTAJ.

Jeśli są wśród Was fanki TBS, chętnie poczytam jakie są Wasze ulubione produkty i co warto przetestować:)

Akcja maseczkowa - tydzień czwarty

13:46

Akcja maseczkowa - tydzień czwarty

Ostatni weekend października, czas więc na ostatnią maskową recenzję w ramach akcji Październik miesiącem maseczek.

ORGANIQUE
SPA&WELLNESS
ALGAE MASK
BLUEBERRY



Opis producenta:
Maska nawilżająco-dotleniająca dla każdego typu cery, doskonała również dla mężczyzn. Źródło witamin i mikroelementów. Dzięki zawartości garbników i antocyjanów zmniejsza skutki stresu oksydacyjnego, zanieczyszczenia środowiska oraz fotostarzenia. Działa przeciwzapalnie, wzmacnia naczynka krwionośne, ściąga rozszerzone pory, ujędrnia i wygładza skórę.

Dotleniająca maska dla każdego typu cery w różnym wieku. Może być także stosowana dla skóry naczyniowej i wrażliwej, polecana także dla mężczyzn. Silnie nawilża skórę, dostarcza jej wielu cennych składników, między innymi witamin i mikroelementów. Działa przeciwzapalnie, wzmacnia naczynka krwionośne, wygładza skórę i ściąga rozszerzone pory. Dzięki zawartości garbników i antocyjanów zmniejsza skutki stresu oksydacyjnego, zanieczyszczenia środowiska oraz fotostarzenia. Nadaje skórze gładkość i zdrowy wygląd.

Zdjęcie można powiększyć klikając na nie.

Ps. Chętnie bym się dowiedziała, co to są "gruczoły sojowe"?

Skład:
Zdjęcie można powiększyć klikając na nie. 

Cena:
ok. 21,90 zł/30 g 

Moja opinia:
 Maseczka ma postać proszku w kolorze lawendy, zamkniętego w opakowaniu w formie saszetki. 
Jako jedyna z testowanych przeze mnie wersji posiada bardzo intensywny zapach, który jak dla mnie jest bardzo sztuczny, chemiczny i kojarzy się raczej z mydłem niż z borówkami. Niestety jest on bardzo mocno wyczuwalny nie tylko w opakowaniu, czy podczas rozrabiania maseczki, ale też przez cały czas trzymania jej na twarzy. Przez te 15 min. myślałam, że się dosłownie uduszę! Nie ukrywam również, że tak mocno perfumowane produkty, zawsze budzą we mnie obawę przed uczuleniem i podrażnieniami. Na szczęście nic takiego mnie nie spotkało, ale w moim odczuciu taki silnie duszący zapach stoi w sprzeczności z przeznaczeniem produktu dla cer wrażliwych...

Nie mam za to zastrzeżeń, co do działania maseczki. Po zdjęciu jej z twarzy, skóra była gładka, miękka i miła w dotyku. Powierzchnia skóry została wyrównana, a pory zwężone. Nie zaobserwowałam żadnych zmian w kolorycie, no może poza tym, że wydawał się być bardziej jednolity. Nie odczuwałam też suchości, ani uczucia ściągnięcia, wręcz przeciwnie, skóra była dobrze nawilżona. 

 Mimo dobrego działania, ja już więcej nie skuszę się na tą maseczkę, ze względu na jej męczący zapach. Aplikacja maseczki ma być dla mnie chwilą relaksu, a nie katorgą dla moich dróg oddechowych.

PS. Ponieważ to już ostatnia z testowanych przeze mnie maseczek algowych w ramach październikowej akcji, postaram się w nadchodzącym tygodniu przygotować dla Was małe podsumowanie, zawierające porównanie wszystkich czterech przetestowanych przeze mnie masek algowych Organique.

A tym czasem życzę Wam wszystkim miłego weekendu:) 

 
Nie ma truskawek o tej porze roku...

14:51

Nie ma truskawek o tej porze roku...

Sezon na truskawki co roku jest dla mnie za krótki i co roku czuję ogromny niedosyt. W tym roku postanowiłam go sobie nieco przedłużyć nie tylko robiąc zapasy mrożonek, ale również kupując mazidło do ciała o zapachu tych słodkich owoców w towarzystwie jednej z ich dwóch najlepszych przyjaciółek - bitej śmietany (drugą jest oczywiście czekolada).


LOVE2MIX ORGANIC
suflet do ciała multinawilżenie
truskawka i bita śmietana


OPIS PRODUCENTA:
Aromatyczny i niezwykle delikatny deser dla Twojej skóry. Suflet uzupełni poziom odżywczych substancji, wilgoci i minerałów, tak niezbędnych dla skóry. Organiczny ekstrakt truskawki przeciwdziała przedwczesnemu starzeniu się skóry, odżywia i napełnia ją ożywczą wilgocią. Suflet ma niepowtarzalny i wykwintny aromat.

Zalety produktu:
  • Zawiera certyfikowane składniki organiczne.
  • Nie zawiera SLS, parabenów, olei mineralnych, ftalanów, glikoli, lanoliny.
  • Posiada jędrną i jednocześnie lekką strukturę sufle powodującą że pielęgnacja ciała zmienia się w bardzo apetyczny zabieg.
  • Apetyczny aromat truskawki z bitą śmietanką.
Składniki aktywne:

Organiczny ekstrakt truskawki (Organic Fragaria Vesca (Strawberry) Fruit Extract) - działa antyoksydacyjnie, czyli chroni skórę przed szkodliwym działaniem wolnych rodników, aktywuje procesy regeneracji skóry i przyspiesza gojenie podrażnień, nawilża, zwiększa elastyczność i jędrność skóry, odżywia i rewitalizuje skórę zmęczoną i przedwcześnie starzejącą się, działa delikatnie ściągająco i zmniejsza pory, działa przeciwzapalnie, odkażająco i bakteriostatycznie, wspomaga gojenie trądzikowych stanów zapalnych, poprawia ukrwienie i koloryt skóry

Mleko (Milk) - ogromna zawartość ważnych witamin, w tym witaminy A, B i E oraz niezbędnych tłuszczów i pierwiastków, takich jak wapń, potas czy fosfor! Mleko zawiera ponadto naturalny kwas AHA, kwas mlekowy, znany z peelingów w salonach SPA. Mleko regeneruje naskórek, łagodzi podrażnienia i neutralizuje wolne rodniki, czyli zwalcza efekty starzenia się skóry. Natłuszcza i wygładza skórę, zabezpiecza ją przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych. Dodatkową jego zaletą jest pobudzanie skóry do tworzenia kolagenu i elastyny, dzięki czemu staje się ona jędrna i elastyczna. Ta jego właściwość pomaga także w walce z rozstępami. Zawarte w mleku proteiny zwiększają ilość kwasu hialuronowego, który wzmacnia naskórek i wygładza zmarszczki. Kwasy tłuszczowe mleka odbudowują naturalny płaszcz lipidowy skóry. 
Masło Shea (Karite) (Butyrospermum Parkii (Shea Butter) - mocno nawilżające i natłuszczające, uzupełniające w skórze niedobory witamin, wygładzające, przeciwzmarszczkowe, nie alergizuje, posiada naturalny filtr słoneczny

Zdjęcie można powiększyć klikając na nie.

SKŁAD:
Aqua with infusion of Organic Fragaria Vesca (Strawberry) Fruit Extract (organiczny ekstrakt truskawki), Milk, Butyrospermum Parkii (masło shea), Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate SE, Sodium Polyacrylate, Glycerin, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Beta Vulgaris, Beta-Carotene, Maltodextrin, Parfum. 


CENA:
ok. 29,50 zł/250 ml


MOJA OPINIA:
Suflet zamknięty jest w opakowaniu w formie przeźroczystego, plastikowego słoiczka, wyposażonego w dodatkową plastikową nakładkę pod zakrętką. 



Sam produkt posiada ładny jasnoróżowy kolor i przyjemny słodko-kwaśny zapach, który za nic w świecie nie kojarzy mi się ani z truskawkami, ani z bitą śmietaną...


Konsystencja produktu jest zbita i gęsta, trochę gumowata, co nieco mnie zaskoczyło, bo suflet zawsze kojarzył mi się z czymś miękkim i puszystym. Niestety ta gumowatość daje o sobie znać podczas aplikacji. Musimy się trochę namachać, żeby dobrze rozprowadzić produkt na skórze. Na szczęście suflet dosyć szybko się wchłania i nie pozostawia na skórze tłustej, czy lepkiej powłoczki.



Jeśli chodzi o działanie, to mam mieszane uczucia, co do tego produktu. Na mniej problematycznych partiach ciała spisuje się on wystarczająco dobrze, jednak w przypadku miejsc bardziej przesuszonych nie daje rady. Skóra pozostaje odpowiednio nawilżona zaledwie przez kilka godzin po aplikacji, jeśli nakładam go wieczorem po kąpieli, to już następnego dnia rano skóra na łydkach jest nieprzyjemnie sucha i ściągnięta. Nie wspominając już o tym, że kompletnie sobie nie radzi z łokciami, które bez wspomagania, zamieniłyby się chyba w jedną suchą skorupę.

Być może osoby, które nie mają większych problemów z suchą skórą byłyby z niego bardziej zadowolone, dla mnie to trochę za mało. Na pewno już do niego nie wrócę, nie będę też testować pozostałych zapachów z tej serii.

Znacie suflety Love2Mix Organic?
Jakie jest Wasze zdanie na ich temat?

Maybelline Lasting Drama Gel Liner

10:00

Maybelline Lasting Drama Gel Liner

Nieco ponad rok temu moja siostra zażyczyła sobie na urodziny dobry eyeliner. Miał być trwały, nie rozmazywać się i nie blaknąć w ciągu dnia. Ponieważ sama eyelinerów nie używałam, zaczęłam przekopywać internet w poszukiwaniu odpowiedniego produktu. Wysokie noty na KWC i pozytywna opinia makijażowego guru Katosu sprawiły, że wybrałam dla niej Maybelline Eye Studio Lasting Drama Gel Liner. Produkt okazał się strzałem w dziesiątkę, siostra jest z niego bardzo zadowolona. Po roku czasu sama pozazdrościłam jej idealnie czarnej kreski i postanowiłam sprawić sobie taki sam:)



Opis producenta:
Nowy Eye Studio Lasting Drama Gel Liner zapewnia:
- więcej intensywności niż liner w płynie,
- więcej efektu koloru niż w przypadku linera z końcówką flamastra,
- precyzję jaką zapewnia zastosowanie pędzelka,
- trwałość przez 24 godziny,
- 100% wodoodporność.
W przeciwieństwie do zwyczajnych linerów, które ulegają działaniu oleju i wody, nowy Gel Liner jest w 100% wodoodporny i nie rozmazuje się, zapewniając prawdziwie teatralny efekt. Produkt nie zawiera olejków, dzięki czemu utrzymuje się przez 24 godziny.


Cena:
ok. 30 zł

Moja opinia:
Eyeliner zamknięty jest w opakowaniu w formie słoiczka z matowego białego szkła z aluminiową zakrętką. O ile sam słoiczek prezentuje się bardzo fajnie, o tyle ta zakrętka po prostu szpeci. Efekt wizualny byłby moim zdaniem dużo lepszy, gdyby wykonana była np. z czarnego plastiku.




Konsystencja produktu jest miękka, trochę śliska, typowo żelowa. Łatwo się go nabiera i równie łatwo rozprowadza. Kreska spokojnie trzyma się cały dzień w niezmienionym stanie nawet bez użycia bazy. Nie rozmazuje się, nie spływa, nie blaknie. Siostra twierdzi, że wytrzymuje 48h, ale ja aż tak ekstremalnych testów nie przeprowadzałam;) Nie testowałam również jego wodoodporności, ale chyba nie jest ona taka 100% skoro kreskę można bez większego trudu zmyć zwykłym płynem micelarnym (L'Oreal Ideal Soft). Nie mniej jednak produkt dzielnie znosi deszcz i łzy, nie wiem jak z kąpielą w basenie. 

Do produktu dołączony jest również mały pędzelek. Nie jestem specem od pędzli, podejrzewam, że są na rynku dużo lepsze, ale ten spokojnie spełnia swoją rolę, nie narażając nas na dodatkowy wydatek. 





Podsumowując, żelowy eyeliner Maybelline to całkiem przyjemny produkt, który idealnie nadje się do codziennego użytku, również dla początkujących:)

 Znacie ten produkt?
A może polecacie coś zupełnie innego?
Chętnie poczytam, jakie są Wasze typy:)


Akcja maseczkowa - tydzień trzeci

10:59

Akcja maseczkowa - tydzień trzeci

Witam Was bardzo serdecznie w kolejnym poście maseczkowym:) 
W komentarzach pod poprzednim postem z maskowej serii (KLIK), jednogłośnie stwierdziłyście, że w tym tygodniu chcecie poznać maseczkę dyniową, więc o to i ona. 

ORGANIQUE SPA&WELLNESS
ALGAE MASK
PUMPKIN&GLUCOSE



Opis producenta:
Algi to bogactwo substancji organicznych: aminokwasów, węglowodanów, protein i pierwiastków. Maski z alg oczyszczają skórę z toksyn, łagodzą stany zapalne, poprawiają koloryt skóry i wygładzają powierzchnię naskórka. Maska peel-off skomponowana na bazie alginatu i glukozy, wzbogacona ekstraktem z dyni, polecana jest dla skóry wrażliwej, odwodnionej, matowej, zmęczonej i łuszczącej się. Ekstrakt z dyni to bogate źródło cukrów, witamin, karetonoidów, protein, soli mineralnych i aminokwasów, które aktywnie nawilżają, zatrzymują wodę w naskórku, poprawiają koloryt oraz spowalniają procesy starzenia. Dodatek glukozy wzmacnia nawilżające działanie maski, zmiękcza i wygładza naskórek oraz pozostawia satynowe wykończenie.

Zdjęcie można powiększyć klikając na nie.

Skład:
Zdjęcie można powiększyć klikając na nie.

Cena:
ok. 24 zł/50g

Moja opinia:
Maseczka pochodzi z najnowszej jesiennej kolekcji Pumpkin Line. Podobnie, jak pozostałe maski algowe firmy Organique, zapakowana jest w opakowanie w formie saszetki. Jako nowość jest nieco droższa od pozostałych wersji, jednak w opakowaniu otrzymujemy prawie dwa razy więcej produktu (50 g, a nie 30 g).
Maska ma postać pomarańczowego proszku bez wyraźnie wyczuwanego zapachu.


Po rozrobieniu z wodą kolor naprawdę przypomina dojrzałą dynię (maska utwierdziła mnie w przekonaniu, że w pomarańczowym mi nie do twarzy). W czasie aplikacji maseczka przyjemnie chłodzi skórę, dając wrażenie ukojenia. Łagodzi drobne podrażnienia, wyrównuje koloryt i nadaje skórze zdrowy złotawy odcień (efekt, jak po zażywaniu beta-karotenu). Delikatnie wygładza powierzchnię naskórka i zwęża pory. Bardzo dobrze nawilża. Po jej użyciu skóra jest gładka i miękka w dotyku. Efekt utrzymuje się również następnego dnia.

Podsumowując, jest to naprawdę przyjemny produkt, który w pełni spełnia swoje zadanie. Jedyne, co nie każdemu może odpowiadać po zastosowaniu tej maseczki, to ta lekka zmiana odcienia skóry. Mi na przykład takie złotko nie bardzo pasuje, lepiej się czuję w porcelanie;)


Słynny puder bambusowy

11:26

Słynny puder bambusowy

Zachęcona wieloma pozytywnymi opiniami na blogach i wizażu, skuszona wizją naturalnej pielęgnacji i niską ceną, zakupiłam we wrześniu (KLIK) słynny puder bambusowy z Biochemii Urody.

BIOCHEMIA URODY 
Puder Bambusowy


Opis producenta: 
Puder bambusowy otrzymuje się z ekstraktu z rdzenia łodygi pędów bambusa. Zawiera on ponad 90% krzemionki. Ma postać białego, lekkiego i puszystego pyłku, który aplikowany na skórę daje transparentne wykończenie, bez efektu bielenia skóry.
Puder posiada intensywne właściwości matujące. Ze względu na porowatą strukturę cząsteczek wykazuje wysokie zdolności do absorbowania nadmiaru sebum, nadając cerze matowy wygląd i odczuwalną gładkość.
Dzięki wysokiej zawartości krzemionki, oprócz działania wygładzająco-matującego, puder bambusowy wykazuje dodatkowo właściwości pielęgnujące skórę. Działa antybakteryjnie, łagodząco, wspomaga gojenie i reguluje aktywność gruczołów łojowych.
Puder może z powodzeniem zastąpić talk, mikę, skrobie lub glinki stanowiące bazę pudrów sypkich lub prasowanych. Jest to składnik neutralny, który może być bez obaw stosowany do matowienia kremów z filtrami przeciwsłonecznymi.
Nie powoduje zatykania porów (niekomedogenny).
Sugerowane stężenie w kosmetykach: 5-100%

Skład:
Bambusa Arundinacea Stem Extract (100%) 

Cena:
ok. 15 zł/10 g

Moja opinia:
Puder zamknięty jest w plastikowym opakowaniu z sitkiem i nakładką, która zabezpiecza przed wysypaniem. Opakowanie ma kolor granatowy i wbrew temu co obiecuje producent, wcale nie jest eleganckie. Moim zdaniem jest raczej słabej jakości, ale za tak niską cenę nie ma co oczekiwać cudów, więc nie mam mu tego za złe.



Puder jest dość drobno zmielony i strasznie pyli przy aplikacji. W dotyku jest jakiś taki szorstki i suchy (nie milutki i mięciutki, jak inne sypkie pudry), słabo się chwyta pędzla. Ma zupełnie biały kolor, ale faktycznie nie bieli twarzy, nie ma też obaw o zmianę koloru podkładu.

Bardzo dobrze matuje. Na mojej tłustej skórze w obecnych warunkach atmosferycznych mat utrzymuje się przez dobre 5 godzin. W porównaniu z 2 godzinami po innych produktach, jest to naprawdę duży sukces. Po tych pięciu godzinach twarz zaczyna się lekko świecić, ale i tak nie musimy się obawiać efektu latarni i spokojnie możemy dalej pokazywać się ludziom. Ważną rolę odgrywa tu jednak sposób aplikacji produktu. Aby spełniał swoją rolę delikatne muśnięcie twarzy pędzlem zupełnie odpada. Puder trzeba raczej dociskać do twarzy, nie żałując jego ilości. Z tego powodu początkowo mat może wydawać się zbyt płaski, ale jest to tylko początkowy efekt, później wszystko ładnie nam się ze sobą łączy. Niecierpliwi  mogą przyspieszyć ten proces używając wody termalnej. Puder nie zapycha, nie podrażnia i nie pogarsza stanu cery trądzikowej. Za to podkreśla suche skórki i może działać wysuszająco, więc dla sucharków raczej się nie nadaje (przynajmniej do samodzielnego stosowania, można próbować go mieszać z innym pudrem).

Nie jest to produkt idealny, ale mimo to darzę go sympatią. Wierzę, że przez swój w 100% naturalny skład jest bezpieczny dla mojej skóry i liczę na to, że jego antybakteryjne właściwości naprawdę wpłyną na poprawę jej stanu. Przy tak niskiej cenie wart jest przynajmniej wypróbowania.


Jesień z kwasem glikolowym

14:26

Jesień z kwasem glikolowym

Wraz z nadejściem jesieni postanowiłam wypowiedzieć wojnę potrądzikowym przebarwieniom. Chcąc oczyścić skórę po lecie i poprawić jej wygląd skierowałam się w stronę kwasów. Po średnio zadowalających efektach zeszłorocznej kuracji kwasem azaleinowym, tym razem sięgnęłam po kwas glikolowy. Mój wybór padł na złuszczające serum do skóry tłustej i mieszanej Bioderma Sebium Serum.


Opis producenta:
Zdjęcie można powiększyć klikając na nie.

Zdjęcie można powiększyć klikając na nie.

Skład:
AQUA/WATER/EAU, GLYCOLIC ACID, SODIUM HYDROXIDE, PANTHENOL,
BIS-PEG-15 METHYL ETHER DIMETHICONE, DIPROPYLENE GLYCOL
MANNITOL, XYLITOL, RHAMNOSE, FRUCTOOLIGOSACCHARIDES,
GINKGO BILOBA LEAF EXTRACT, DODECYL GALLATE, AMMONIUM ACRYLOYLDIMETHYLTAURATE/
VP COPOLYMER, HYDROXYETHYLCELLULOSE,
PROPYLENE GLYCOL, BIOSACCHARIDE GUM-1, PHENOXYETHANOL,
FRAGRANCE (PARFUM). 

Cena:
ok. 45 zł/40 ml

Moja opinia:
Serum zamknięte jest w miękkiej tubce z wąskim aplikatorem. Grafika typowa dla Biodermy, prosta, minimalistyczna, miła dla oka. Napisy na tubce w kolorze jasnozielonym, charakterystycznym dla linii Sebium przeznaczonej do pielęgnacji skóry tłustej i mieszanej.


Sam produkt ma formę przeźroczystego żelu. Jest bardzo lekki, łatwo się go rozsmarowuje, do pokrycia całej twarzy wystarczy naprawdę niewielka ilość produktu, co czyni go bardzo wydajnym. Bezpośrednio po aplikacji serum pozostawia na skórze uczucie lepkości, które jednak znika po całkowitym wchłonięciu produktu. Można je stosować samodzielnie lub pod zwyczajowo stosowany krem. Ja praktykuję tą pierwszą opcję. Po pierwsze nie chcę obciążać skóry zbyt dużą ilością nakładanych produktów, a po drugie zwyczajnie nie mam takiej potrzeby. Serum bowiem nie tylko nie wysusza skóry, ale wręcz ją nawilża. Mimo sporej zawartości kwasu glikolowego (15%) nie podrażnia skóry, nie powoduje łuszczenia. Nie odnotowałam też większego wysypu. Na czole pojawiło się kilka krostek, ale można je było policzyć na palcach jednej ręki, były malutkie i bardzo szybko się goiły.

Zachęcona wynikami badań przedstawionymi przez producenta, stosowałam produkt wg. schematu: 2 tygodnie co drugi dzień na noc + 2 tygodnie codziennie na noc.


Po dwóch tygodniach stosowania produktu codziennie wieczorem skóra zaczęła reagować lekkim zaczerwienieniem, więc wróciłam z powrotem do stosowania co drugi dzień.

Jak na razie jestem bardzo zadowolona z efektów. Koloryt staje się coraz bardziej wyrównany, przebarwienia coraz jaśniejsze, a pory coraz mniej widoczne. Jest już na tyle ok, że nie dostaję ataku paniki kiedy ktoś puka do drzwi i muszę otworzyć, a jestem bez makijażu;) Serum bardzo dobrze radzi sobie również z zaskórnikami zamkniętymi (co prawda nie mam z nimi większego problemu, ale te kilka które miałam zlikwidował), natomiast tym otwartym trzeba nieco pomóc (bez oczyszczania manualnego ani rusz, serum może działa bardziej profilaktycznie na ich tworzenie, albo może po prostu potrzebuje więcej czasu żeby się ich pozbyć).

Generalnie jestem bardzo zadowolona z tego produktu i zamierzam kontynuować kurację aż do wiosny:)
Jeśli szukacie tego typu produktu, to bardzo Wam polecam.
Chętnie poczytam również, jakie produkty z kwasami najlepiej sprawdzają się u Was.


Pielęgnacja cery - aktualizacja

12:19

Pielęgnacja cery - aktualizacja

O tym, jak pielęgnowałam swoją cerę latem pisałam Wam TUTAJ, dziś pora na małą aktualizację.

Produkty, których używam:



PIELĘGNACJA WIECZORNA:


1. L'Oreal Ideal Soft - oczyszczający płyn micelarny do skóry suchej i wrażliwej. Wykonuję nim demakijaż zarówno oczu, jak i całej twarzy. Pełną recenzję tego produktu możecie znaleźć TUTAJ.

2. Bioderma Hydrabio Mousse - nawilżająca pianka do mycia twarzy. Po demakijażu myję nią twarz by usunąć resztki zanieczyszczeń. Pełną recenzję znajdziecie TUTAJ.

3. Woda termalna Uriage - już od jakiegoś czasu z powodzeniem zastępuje mi tonik. Spryskuję nią twarz po umyciu i zostawiam do wyschnięcia.


4. Bioderma Sensibio Eye - jak dotąd mój ulubiony krem pod oczy. Jest lekki, dobrze nawilża i dzięki zawartości kofeiny zmniejsza moje cienie pod oczami. Pisałam już o nim TUTAJ.

5. Bioderma Sebium Serum - złuszczające serum do skóry tłustej i mieszanej. Przeznaczone do stosowania co drugi dzień na noc, zawiera 15% kwas glikolowy. Stosuję je praktycznie od początku września i jestem bardzo zadowolona z efektów. Pełna recenzja pojawi się niebawem.

6. Bioderma Sensibio Light - krem łagodzący o lekkiej konsystencji. Stosuję w te dni kiedy nie nakładam Sebium Serum. Ładnie nawilża i koi skórę. Więcej na jego temat znajdziecie TUTAJ.

7. Avene Cicalfate - antybakteryjny krem regenerujący. Używam go w sytuacjach awaryjnych, kiedy moja skóra jest mocno podrażniona, przesuszona i zaczyna się łuszczyć. Nie zawsze na całą twarz, często tylko miejscowo, tam gdzie jest taka potrzeba. Więcej pisałam o nim TUTAJ.


PIELĘGNACJA PORANNA:


 Nie widzę potrzeby używania do oczyszczania twarzy rano innego produktu niż wieczorem. Pianka z Biodermy sprawdza się bardzo dobrze bez względu na porę dnia. Po myciu tak samo jak wieczorem, spryskuje twarz wodą Uriage.


Kremu pod oczy również używam rano tego samego co wieczorem.
Na twarz zaś stosuję:

8. Aurigia Flvo-C serum - serum przeciwzmarszczkowe z witaminą C. Poprawia koloryt i napina skórę. Moją opinię na jego temat możecie przeczytać TUTAJ.

9. Bioderma Photoderm Max Fluide SPF 50+ - kremów z filtrem dobrze jest używać przez cały rok, nie tylko latem, zwłaszcza jeśli decydujemy się włączyć jesienią do naszej pielęgnacji produktu złuszczające z kwasami. Więcej o moim ulubionym filtrze znajdziecie TUTAJ.


PIELĘGNACJA SPECJALNA:


Ponieważ włączyłam do swojej pielęgnacji kwasy, zrezygnowałam już ze stosowania peelingów mechanicznych. Nadal jednak staram się 1-2 razy w tygodniu nakładać maseczkę. Aktualnie jak wiecie są to maseczki algowe, testowane w ramach akcji Październik miesiącem maseczek (KLIK, KLIK i KLIK).

Jak widzicie zmiany nie są jakieś wielkie (zresztą, moja skóra nie lubi gwałtownych i radykalnych zmian). W zasadzie dodałam tylko kwas i krem łagodzący, wprowadziłam odżywcze algi i tyle. Reszta pozostała bez zmian. Póki co, taka pielęgnacja spełnia swoją rolę i mam nadzieję, że tak zostanie.

A Wy jakie zmiany wprowadzacie jesienią i zimą w swojej pielęgnacji?


Copyright © 2017 Po tej stronie lustra