19:44
Wykończyłam ich
W styczniu z wyjątkową ulgą przywitałam koniec miesiąca i związany z nim projekt denko.
Moja denkowa torebeczka pękała bowiem w szwach.
Na początek ostatnie wspólne zdjęcie:
I lecim po kolei, tradycyjnie z podziałem na trzy kategorie.
1. Bioderma Sensibio H2O (2x250 ml) - najlepszy płyn micelarny ever.
2. Bomb Cosmetics Strawberry Daiquiri (KLIK) - balsam do ust o fenomenalnym składzie i bardzo dobrym działaniu. Odkąd się skończył nie mogę sobie poradzić z suchymi skórkami. Dodatkowo stosowanie uprzyjemniał słodki truskawkowy zapach i urocze opakowanie.
3. Organique maseczka algowa Anti-Acne (KLIK) - bardzo fajna maseczka, która cudownie koi skórę, natychmiastowo poprawia jej wygląd i łagodzi stany zapalne. Z pewnością kiedyś do niej wrócę.
4. Bioderma Sensibio Light (KLIK) - lekki krem nawilżający i łagodzący podrażnienia. Idealny dla skóry tłustej i trądzikowej, nie zapycha, nie powoduje powstawania niedoskonałości. Nałożony na silnie podrażnioną skórę może początkowo delikatnie szczypać, ale to uczucie szybko mija i warto się tym nie zniechęcać, bowiem dalej jest już tylko lepiej: podrażnienia zostają złagodzone, a zaczerwienienia zredukowane. W efekcie możemy cieszyć się gładką i miękką skórą, o jednolitym kolorycie. Mimo lekkiej konsystencji świetnie radzi sobie nawet z bardzo suchą skórą (testowałam na mężu). Jestem z niego bardzo zadowolona i mam już w użyciu kolejne opakowanie.
5. Aurigia Flavo-C serum (KLIK) - preparat o działaniu regenerującym i przeciwzmarszczkowym z 8% witaminą C. Stosuję prewencyjnie, żeby opóźnić procesy starzenia. Początkowo serum fajnie wyrównywało koloryt skóry i zmniejszało drobne przebarwienia, ostatnio jednak mam wrażenie, że przestało na mnie działać, więc postanowiłam zrobić sobie kilkutygodniową przerwę. Na pewno jednak do niego wrócę, zastanawiam się też w dalszym ciągu nad wypróbowaniem wersji 15%.
6. Gillette Satin Care Floral Passion - lubię żele z tej serii, nie potrafię golić się przy użyciu pianek, czy żelu pod prysznic. Moim ulubieńcem jest wersja lawendowa, ale ostatnio trudną ją u mnie dostać.
7. The Body Shop Shea Body Butter (KLIK) - genialne masło do ciała. Pięknie pachnie i fenomenalnie nawilża nawet najbardziej suchą skórę, zmiękczając ją i wygładzając. Pozostawia na skórze bardzo przyjemną warstewkę ochronną, która utrzymuje się na skórze przez kilkanaście godzin.
8. The Body Shop Shea Body Scrub 50 ml (KLIK) - zupełne przeciwieństwo swojego maślanego brata. Nie spełnia swojej podstawowej funkcji i w ogóle nie zdziera naskórka. Jest bardzo tłusty, aż za bardzo. Podczas aplikacji połowa produktu ląduje w wannie, a resztka którą uda nam się nałożyć na skórę rozpuszcza się z prędkością światła, zanim zdążymy wykonać jakikolwiek masaż. Skóra jest po nim natłuszczona, jak po użyciu oliwki i to w zasadzie jedyny plus tego produktu.
9. Pat&Rub Otulające Masło do Ciała (KLIK) - bardzo fajne masełko o zupełnie nie maślanej konsystencji i przecudownym zapachu. Fajnie zmiękcza i wygładza skórę, poprawiając jej ogólny wygląd, jednak przy bardzo suchej skórze i obecnych warunkach atmosferycznych nie zapewnia wystarczającego nawilżenia. Polecam osobom ze skórą normalną, sama chętnie kiedyś do niego wrócę, ale na pewno nie zimą.
10. The Body Shop Strawberry Shower Gel (KLIK) - kolejny produkt, który zdecydowanie przypadł mi do gustu. Żel dobrze myje, fajnie się pieni i pięknie pachnie truskawkami. Nie wysusza skóry, wręcz przeciwnie, pozostawia na niej bardzo przyjemną glicerynową powłoczkę.
11. Yves Rocher odżywczy żel pod prysznic z olejkiem arganowym bio (KLIK) - okropny śmierdziel i przeciętny żel myjący. Na pewno do niego nie wrócę. Nigdy.
12. Pat&Rub Rozgrzewający Balsam do Rąk (KLIK) - wbrew swojej nazwie nie wykazuje działania rozgrzewającego, za to ma specyficzny korzenno-ziołowy zapach, który nie każdemu przypadnie do gustu. Stosuje się go całkiem przyjemnie, jednak jak dla mnie jego działanie jest obecnie zbyt słabe. Znów jest to produkt dla osób, które nie mają większych problemów z suchością skóry.
13. Lactacyd Femina Plus - mój ulubiony płyn do higieny intymnej o króciutkim i całkiem fajnym składzie. Nie podrażnia, nie wysusza, ma niskie pH (3,5). Świetnie sprawdza się również do mycia włosów i twarzy.
14. Barwa Ziołowa Szampon Brzozowy - prosty szampon ze SLeS do oczyszczania włosów. Dobrze myje, dobrze się pieni, nie podrażnia skóry głowy. Zapach ma jakiś taki dziwny, ale do zniesienia. Teraz mam wersję tataro-chmielową.
15. Farmona Jantar - po dłuższej przerwie wróciłam do regularnego wcierania tej odżywki w skórę głowy. U mnie sprawdza się bardzo dobrze: nie wywołuje podrażnień, nie przyspiesza przetłuszczania, no i przede wszystkim pojawiają się baby hair. Aplikuję ją za pomocą zakraplacza do oczu (do kupienia w aptekach za ok. 3 zł) miejsce przy miejscu, a następnie wykonuję delikatny masaż: najpierw opuszkami palców, a potem TT.
16. L'biotica Biovax intensywnie regenerująca maseczka do włosów ciemnych (KLIK) - całkiem przyjemna maska, ale raczej dla zdrowych, niewymagających włosów. Fajnie pogłębia naturalny kolor ciemnych włosów i dodaje im blasku. U mnie jednak wymagała tuningowania, bo sama zbyt słabo nawilżała. Kompletnie nie radziła sobie z przesuszonymi końcówkami, ale wystarczyło dodać do niej trochę glutka z siemienia lnianego i wszystko było okej.
Uff, to by było na tyle. Zuch, kto dotrwał do końca.
Idę teraz to wszystko powywalać, a Wy pochwalcie się, jak Wam poszły styczniowe zużycia.