14:35
Czas pożegnań
Jak zwykle koniec miesiąca przynosi ze sobą kosmetyczne rozstania. Jednych żałuję, innych już nie mogłam się doczekać. Jeśli chcecie zobaczyć, jakie produkty pożegnałam w maju, zapraszam na dalszą część posta.
W tym miesiącu wykończyłam 17 produktów. Tradycyjnie już dla ułatwienia, podzieliłam je na trzy kategorie.
1. Max Factor False Lash Effect - moja ulubiona maskara. Wbrew swojej nazwie daje raczej naturalny efekt, pięknie rozdziela rzęsy, nie skleja, trzyma się cały boski dzień bez żadnego kruszenia, czy osypywania. Kolejne opakowanie mam już w użyciu.
2. Bioderma Sensibio Light (KLIK) - bardzo fajny lekki krem łagodzący do skóry wrażliwej. Ma lekką konsystencję, szybko się wchłania, świetnie łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia, nie zapycha. To było moje chyba czwarte opakowanie i szczerze mówiąc nie wiem, czy będzie kolejne, bo na razie zachwycił mnie jego młodszy brat Bioderma Sensibio Tolerance+, o którym wkrótce Wam opowiem.
3. Organique maska algowa z borówką - działanie tej maseczki było naprawdę świetne, jak wszystkich masek algowych tej marki zresztą. Świetnie koiła skórę, rozjaśniała i ujednolicała koloryt. Jedyne co mi w niej przeszkadzało, to okropnie intensywny i duszący mydlany zapach. Z tego powodu tej konkretnej wersji mówię NIE.
4. The Body Shop jagodowe masełko do ust (KLIK) - najgorsze mazidło do ust jakie w życiu miałam. Nie nawilżało, miało okropny zapach, zostawiało na ustach białą powłoczkę i nieprzyjemny posmak. Nigdy więcej.
5. Organique zielona glinka (KLIK) - przeznaczona do pielęgnacji przede wszystkim cery mieszanej, tłustej i trądzikowej. Świetnie oczyszcza, zwęża pory, wspomaga gojenie drobnych wyprysków, nie podrażnia. Jest bardzo wydajna - stosowałam ją mniej więcej raz w tygodniu od listopada zeszłego roku. Słoiczek zostawiam i przy najbliższej okazji go uzupełnię.
6. Bioderma Sensibio H2O - Kocham. I już. Kolejna buteleczka w użyciu.
7. Caudalie pianka oczyszczająca (KLIK) - bardzo fajna delikatna pianka, przeznaczona do pielęgnacji każdego rodzaju skóry, również suchej i wrażliwej. Dobrze oczyszcza, nie podrażnia, nie wysusza. Mimo to jednak, nie wiem, czy do niej wrócę. Na mojej tłustej skórze minimalnie lepiej sprawdzała się pianka z Biodermy i to ona aktualnie u mnie gości.
8. Inglot chusteczki matujące - mój absolutny must have. Świetnie zbierają z twarzy nadmiar sebum, nie uszkadzając przy tym makijażu i nie są nasączone żadnym pudrem, czego nie znoszę. Lubię je również za to, że dają mi pretekst do zakupów (robiąc zakupy za min. 30 zł, bibułki można kupić za pół ceny). Kolejne opakowanie mam już w torebce.
9. Bielenda Fruit Bomb masło do ciała o zapachu papai (KLIK) - niedrogie, całkiem fajnie nawilżające i pięknie pachnące masełko do ciała, doprawione potencjalnie kancerogennym konserwantem. Mam jeszcze wersję winogronową, której zostało mi może na jakieś dwa użycia, ale więcej powrotów nie będzie.
10. Organique masło do ciała kozie mleko i liczi (KLIK) - bardzo dobre masło do ciała o delikatnym i przyjemnym zapachu. Bardzo dobrze nawilża skórę, szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy. Nie wiem, czy wrócę do tego konkretnego produktu, ale inne masła Organique z pewnością wypróbuję:)
11. Vichy kuracja przeciw intensywnemu poceniu (wersja przeciwko białym i żółtym śladom) - jedyny naprawdę skuteczny antyperspirant, dzięki któremu nie stresuję się mokrymi plamami, czy nieprzyjemnym zapachem. Mój ulubieniec od lat. Jedyną jego wadą jest to, że dość długo zasycha na skórze. Koleje opakowanie w użyciu.
12. Organique Bloom Essence łagodzący nektar do kąpieli (KLIK) - za tym produktem chyba będę tęskniła najbardziej. Naprawdę z żalem w sercu wlewałam do wanny ostatnią porcję. Kocham w nim wszystko: wygląd, działanie, zapach. Jest cudowny pod każdym względem i rozbudził we mnie chęć poznania pozostałych produktów z tej serii.
13. Biały Jeleń hipoalergiczny krem do rąk (KLIK) - ot taki zwyklaczek. Całkiem przyjemny w użytkowaniu, ale nic nadzwyczajnego nie ma co po nim oczekiwać. Na pewno nie dla bardzo suchej i zniszczonej skóry, ale tej bezproblemowej powinien podołać.
14. Lefrosh Pilarix - krem z 20% moczikiem i 2% kwasem salicylowym. Liczyłam na to, że takie połączenie ogarnie moje wiecznie suche i szorstkie pięty, ale niestety on też nie dał im rady. Za to świetnie sprawdził się stosowany na łokcie, kolana i suchą pękającą skórę dłoni w czasie zmagania z azs. Zmiękczył, nawilżył, wygładził. Chętnie będę wracać.
15. Gillette Satin Care - moje ulubione żele do golenia, które tak naprawdę różnią się tylko zpachem. Najbardziej lubię wersję lawendową, ale ostatnio nigdzie nie mogę jej u siebie dostać. Aloesowy też był niczego sobie. W użyciu kolejne opakowanie, tym razem w wersji Pure&Delicate.
16. L'biotica Biovax Latte (KLIK) -intensywnie regenerująca maseczka z proteinami mlecznymi do włosów osłabionych. Pięknie pachnie budyniem i genialnie działa na włosy. Po jej użyciu są mięciutkie, wygładzone, sypkie i błyszczące.
17. Planeta Organica czarna marokańska maska do włosów wypadających (KLIK) - kolejny świetny produkt do włosów. Świetnie nawilża i dociąża włosy, sprawiając, że stają się bardziej mięsiste. Nie powoduje przetłuszczania nakładana nawet bezpośrednio na skórę głowy. Pod koniec opakowania faktycznie zaobserwowałam zmniejszenie wypadania włosów, choć nie mogę na 100% stwierdzić, czy to jej zasługa.
Do obu masek chętnie bym kiedyś wróciła, gdyby nie ogrom produktów, które jeszcze chciałabym przetestować. Czasem się zastanawiam, czy starczy mi życia na to wszystko:)
I to na tyle, jeśli chodzi o moje majowe zużycia.
Teraz idę to wszystko wywalić, a Wam życzę udanego sobotniego popołudnia.