Styczniowe zakupy

18:30

Styczniowe zakupy

Po grudniowym szaleństwie (KLIK), w styczniu przyszedł czas na mały zakupowy odwyk. Przyznaję, że wcale go nie planowałam, nie wynikał on też z żadnych postanowień noworocznych, po prostu jakoś tak wyszło, zupełnie naturalnie. Kupiłam dosłownie kilka produktów, wszystkie pierwszej potrzeby i zużywane na bieżąco. Jeśli jesteście ich ciekawi, zapraszam do dalszej lektury.

W połowie miesiąca marka Phenome uraczyła nas rabatem -40% na produkty do pielęgnacji ciała. Akurat kończył mi się peeling Organique (KLIK), więc uznałam, że to dobra okazja do uzupełnienia zapasów i skusiłam się na cukrowy peeling do ciała. Zamówienie w sklepie internetowym składał mój mąż, bo ja akurat byłam w pracy i dorzucił mi jeszcze dwa inne produkty z chciejlisty: regenerujące masło do ciała oraz regenerujący krem do rąk. Nie protestowałam ;)

Dzięki pomocy siostry skorzystałam też z wyprzedaży w The Body Shop, gdzie zakupiłam duże opakowanie (400 ml) masła do ciała w wersji z masłem shea oraz trzy żele pod prysznic.

Poczyniłam również małe zamówienie w mojej ulubionej aptece internetowej Melissa (KLIK), gdzie uzupełniłam zapas wody termalnej Uriage i płynu micelarnego Bioderma Sensibio H2O oraz zakupiłam kolejne opakowanie kulki Vichy i balsamu do ust Nuxe Reve de miel.

I to już wszystkie moje zakupy z ostatniego miesiąca. Jak wspomniałam, nie obiecywałam sobie jakichś specjalnych ograniczeń w tym względzie, ale i tak myślę, że mogę być z siebie dumna ;)

Pozdrawiam,
Ania



Yankee Candle Cranberry Pear

18:26

Yankee Candle Cranberry Pear

W kalendarzu niby mamy zimę, ale o śniegu można tylko pomarzyć :/ Wiem, że gdzieś tam jest, z zazdrością oglądam Wasze białe zdjęcia na instagramie, ale już się pogodziłam z jesienią za moim oknem. I dla osłody tej pochmurnej, deszczowej aury wydobyłam z czeluści szuflady wosk Yankee Candle Cranberry Pear z zeszłorocznej jesiennej kolekcji (Q3 2014), którego jesienią nie zdążyłam odpalić.

YANKEE CANDLE CRANBERRY PEAR


Wosk ma przepiękny, soczysty czerwony kolor. Łączy w sobie aromaty gruszki i żurawiny, przy czym ta druga jest zdecydowanie mocniej wyczuwalna. Całość jest bardzo świeża, owocowa, kwaskowata, ale z nutką słodyczy. Intensywność wosku określiłabym jako średnią. W czasie palenia zapach jest dobrze wyczuwalny w całym pomieszczeniu, po zgaszeniu dość szybko się ulatnia. Nie przytłacza, nie męczy, nie dusi, nie powoduje bólu głowy. Za to zdecydowanie poprawia nastrój! A nie ukrywam, że właśnie takiego energetycznego kopa mi ostatnio trzeba, bo czuję się wyżuta i wypluta. Dosłownie. Godzinka relaksu w towarzystwie Yankee Candle Cranberry Pear i znów mogę działać.

A co Wy teraz palicie w kominkach? Macie zimę, czy tak jak ja zrezygnowani odkopujecie jesienne zapachy?

Więcej recenzji zapachów znajdziecie w zakładce Yankee Candle.

Pozdrawiam,
tęskniąca za śniegiem Ania
Organique Argan Shine Hair Mask

20:07

Organique Argan Shine Hair Mask

Maseczka do włosów Organique z nowej linii Argan Shine chodziła za mną odkąd tylko pojawiła się w sprzedaży, jednak nie od razu dane nam było się poznać. Najpierw miałam już kilka innych produktów w użyciu, które chciałam wykończyć, potem nie mogłam na nią trafić, bo w miejscowym salonie wciąż była wyprzedana. W końcu w grudniu udało mi się ją upolować.

Maseczka przeznaczona jest do pielęgnacji włosów suchych i matowych, może być stosowana przez osoby o wrażliwej skórze głowy. W swoim składzie zawiera m. in. olej arganowy i bawełniany, których zadaniem jest nawilżyć włosy, nadać im blask, objętość i zdrowy wygląd. Tajemniczy kompleks Hairspa oraz inulina odpowiadają za nawilżenie skóry głowy, zwalczanie swędzenia, regulację procesu złuszczania naskórka oraz utrzymanie równowagi mikroflory skóry.

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Gossypium Herbaceum (Cotton) Seed Oil, Brassicamidopropyl Dimethylamine, Inulin, Glycerin, Lactitol, Xylitol, Parfum, Argania Spinosa Kernel Oil, Benzyl Alcohol, Aspartic Acid, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Dehydroacetic Acid.

Cena: ok. 44,90 zł/ 150 ml

Maseczka ma bardzo przyjemną konsystencję, nie spływa z włosów, łatwo się rozprowadza. Możemy stosować ją na dwa sposoby: jak odżywkę, pozostawiając ją na włosach przez 2-3 minuty lub jak maskę, wydłużając czas do 10-15 minut i zakładając na głowę czepek. Ja preferuję ten drugi sposób, przy czym czas trzymania maski wydłużam do 30-45 minut. Po jej użyciu włosy są miękkie i miłe w dotyku oraz porządnie nawilżone aż po same końce. Łatwo się rozczesują, lepiej układają i ładnie błyszczą. Co ważne, maska ich ani trochę nie obciąża, wręcz przeciwnie - włosy są puszyste, a fryzura nabiera większej objętości. Dodatkowo stosowanie produktu uprzyjemnia piękny zapach. Nie potrafię go z niczym porównać, ale jest naprawdę śliczny: subtelny i elegancki. W dodatku długo utrzymuje się na włosach.

Podsumowując, Argan Shine to kolejna maska Organique, która podbiła moje serce. Wspaniale pielęgnuje włosy, a jednocześnie jest na tyle lekka, że bez obaw mogą sięgnąć po nią również osoby, których włosy są podatne na obciążanie. W słoiczku została mi jeszcze porcja na jedno użycie, ale już wiem, że jak tylko się skończy zakupię kolejne opakowanie.

Pozdrawiam,
Ania
Essie Beyond Cozy

20:03

Essie Beyond Cozy

Od dziecka uwielbiałam błyskotki i wszystko, co choć trochę się mieniło zawsze przyciągało moją uwagę. Z wiekiem mi nie przeszło, wręcz przeciwnie. W sklepie odzieżowym z pewnością wezmę do ręki wszystko co ma cekiny, lub choćby jest przetykane błyszczącą nitką. Nie inaczej jest z kosmetykami. Jak cienie, to tylko perłowe. Jak róż, to nigdy matowy. Jak pomadka, to z shimmerem lub o mokrym wykończeniu. Jak lakier, to Essie Beyond Cozy.


Przepiękny, drobniutki brokat o intrygującym kolorze, łączącym w sobie odcienie srebra i złota. Dobrze kryje już przy jednej grubszej warstwie, szybko zasycha. Sam w sobie pozostawia na paznokciach nieco chropowate wykończenie, za którym ja osobiście nie przepadam, ale top coat załatwia sprawę. Pokryty Essie Good to go (KLIK) trzyma się do tygodnia czasu. Jak na brokat, dość dobrze się zmywa. Świetnie się prezentuje zarówno solo, jak i w duecie z innymi lakierami.

Przyznaję, że zupełnie straciłam dla niego głowę i kiedy go noszę, wprost nie mogę oderwać oczu od własnych dłoni. W swoim przepychu i bogactwie, Beyond Cozy wciąż pozostaje subtelny i elegancki. Myślę, że przypadnie do gustu nawet tym, którzy generalnie za brokatem nie przepadają. Jeśli jeszcze nie macie go w swojej kolekcji, to serdecznie polecam. Tym bardziej, że wciąż mamy karnawał :)

Pozdrawiam,
Ania
MAC Rosy Outlook

16:57

MAC Rosy Outlook

O tym różu wspominałam już na blogu kilkakrotnie, ale zawsze jakoś tak mimochodem i przy okazji. Dziś nadszedł czas by nadrobić zaległości i pokazać go Wam w pełnej krasie, bo przecież któż jak nie on na to zasługuje.

MAC Rosy Outlook opisywany jest przez producenta jako "jasny, żółty róż". Pochodzi z kolekcji Pro Longwear i faktycznie charakteryzuje się nieco większą trwałością niż np. Well Dressed. Trwa na buzi cały dzień, nie ściera się i nie blaknie. Jest mocno napigmentowany, więc warto nakładać go lekką ręką. Mięciutki i aksamitny, łatwo nabiera się na pędzel i dobrze rozciera. Dzięki satynowemu wykończeniu nie tylko ładnie ożywia twarz, ale też dodaje jej świeżości i blasku. Już jedno pociągnięcie pędzlem sprawia, że wyglądamy promiennie i zdrowo.

Cena: ok. 105 zł/ 6g

MAC Rosy Outlook to jeden z moich ulubionych róży i sięgam po niego naprawdę często. Jest to dość bezpieczny i uniwersalny odcień, który ma szansę sprawdzić się praktycznie u każdego. Na zdjęciu powyżej widzicie jedynie delikatne muśnięcie kolorem, ale w zależności od karnacji i upodobań, efekt można stopniować. Ze swojej strony mogę ten produkt tylko polecać :)

Pozdrawiam,
Ania

TAG: Ile warta jest Twoja twarz?

20:39

TAG: Ile warta jest Twoja twarz?

TAG "Ile warta jest Twoja twarz?" krąży w blogosferze już od dawna. Wiem, że nastawienie do niego bywa różne, ale ja osobiście bardzo lubię przeglądać go na innych blogach, więc kiedy zostałam zaproszona przez Magdę z bloga Mademoiselle Magdalene do udziału w zabawie, z przyjemnością podliczyłam swój makijaż :)

Lista produktów, których używam na co dzień przedstawia się następująco:

Pod oczy wędruje korektor Maybelline Affinitone (ok. 28 zł). Na całą twarz twarz krem BB Dr G Gowoonsesang Brightening Balm Super Light (ok. 90 zł) oraz puder bambusowy z jedwabiem Biochemia Urody (ok. 17 zł). Róże mam w swojej kolekcji różne, najbardziej lubię jednak te z firmy MAC i to po nie sięgam najczęściej, tu akurat widzicie Rosy Outlook (ok. 105 zł). Pod łuk brwiowy, w wewnętrzne kąciki oczu, łuk kupidyna i na szczyty kości policzkowych nakładam rozświetlacz MAC Lightscapade (ok. 126 zł). Kreskę maluję żelowym eyelinerem Maybelline Lasting Drama Gel Liner (ok. 30 zł),  tuszuję rzęsy maskarą L'Oreal Volume Million Lashes So Coutre So Black (ok. 60 zł) i wypełniam brwi jasnym cieniem z paletki Catrice Eyebrow Set (ok. 16 zł). Usta najchętniej maluję pomadkami MAC, tutaj moja ukochana Bombshell (86 zł).
 

Jeżeli moja skóra ma gorszy okres i pojawiają się na niej wypryski, wtedy dochodzi jeszcze korektor MAC Pro Longwear w odcieniu NC15 (ok. 77 zł).
 
Pełny makijaż oczu wykonuję zwykle w dni wolne, kiedy mam nieco więcej czasu. Zwykle sięgam wtedy po bazę pod cienie Lumene Beauty Base (ok. 30 zł), paletkę pięciu cieni Inglot (ok. 65 zł całość) oraz kredkę Max Factor w odcieniu 090 Natural Glaze (ok. 30 zł).


Podliczając, całość waha się między 558-760 zł. Dużo? Mało? To już kwestia indywidualna. Dla mnie najważniejszy jest efekt, który dzięki tym produktom uzyskuję, a ten jest w pełni satysfakcjonujący i w moim odczuciu wart swojej ceny :)

Jeśli macie ochotę przyłączyć się do zabawy, to serdecznie zapraszam. Wszystkich! Jeśli już robiliście ten tag u siebie, to śmiało wklejajcie linki w komentarzach, chętnie poczytam. Wyrwać do odpowiedzi i wskazać palcem chciałabym tylko jedną osobę - naszą kochaną kosmetyczną snobkę, autorkę bloga Beautyness :) Martuś, zaszczyć nas i zaspokój moją ciekawość :D

Pozdrawiam,
Ania


Phenome Brilliant Restoring Toner

18:16

Phenome Brilliant Restoring Toner

Wraz z początkiem grudnia dotarły do mnie moje pierwsze zakupy z Phenome. Skusiłam się na trzy produkty z nowej serii Brightening przeznaczonej do walki z przebarwieniami (KLIK). Początkowo miałam w planach pokazać je Wam w jednym poście, ale w praktyce okazało się, że używam produktów z różną częstotliwością w związku z czym jedne poznałam szybciej, o innych wciąż wyrabiam sobie zdanie. Postanowiłam więc, że każdy z nich doczeka się osobnego wpisu i już dziś zapraszam Was na pierwszy z nich, poświęcony tonikowi Brilliant Restoring Toner.

Tonik został skomponowany w oparciu o składniki wykazujące właściwości rozjaśniające, nawilżające i przeciwstarzeniowe. W jego składzie znajdziemy m.in. ekstrakt z jabłka, wyciąg z miłorzębu, wyciąg z aceroli, olej migdałowy, ocet owocowy, wyciąg ze skórki cytrynowej, wyciąg z białej herbaty i liści aloesu, kwas hialuronowy, witaminę B5. Produkt ma za zadanie oczyszczać i tonizować skórę, odświeżać ją, rozjaśniać i wyrównywać koloryt, i muszę przyznać, że faktycznie to robi. Po 1,5 miesiąca stosowania naprawdę widzę różnicę i choć moje przebarwienia nie zniknęły, to jednak stały się zdecydowanie mniej widoczne. Co do słynnego jabłkowego zapachu serii to owszem, w pierwszym momencie jest on bardzo przyjemny jednak dość szybko się ulatnia i potem wyraźnie wyczuwany jest zapach octu. Mi to nie przeszkadza, ale wiem, że są osoby, które tego zapachu nie znoszą (w tym miejscu pragnę pozdrowić moją kochaną siostrzyczkę :*), dlatego o tym wspominam. 

Skład: Aloe Barbadensis Leaf Water, Acetum, Polysorbate 80, Prunus Armeniaca Fruit Extract, Prunus Persica Fruit Extract, Pyrus Malus Fruit Extract, Glycerin, Sodium Hyaluronate, Aqua, Citrus Medica Limonum Peel Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Polyglyceryl-4-Caprate, Potasium Sorbate, Sodium Benzoate, Camellia Sinensis Leaf Extract, Iris Florentina Root Extract, Panax Ginseng Root Extract, Vitis Vinifera Leaf Extract, Castanea Sativa Seed Extract, Avena Sativa Kernel Extract, Triticum Vulgare Germ Extract, Lycium Barbarum Fruit Extract, Malpighia Punicifolia Fruit Extract, Panthenol, Parfum, Hexyl Cinnamal, Cinnamal.

Cena:  ok. 76 zł/ 200 ml

Podsumowując, jestem z toniku bardzo zadowolona i w zasadzie nie mam mu nic do zarzucenia. Jeśli trafię na korzystną promocję, to z pewnością kiedyś jeszcze po niego sięgnę.

Pozdrawiam,
Ania
Pat&Rub Regenerujące Serum Do Ust i Okolic

14:45

Pat&Rub Regenerujące Serum Do Ust i Okolic

Problemu ze zmarszczkami generalnie jeszcze nie mam, pomijając jedną. W prawym kąciku ust utrwaliła mi się zmarszczka mimiczna, będąca niewątpliwie karą za ironiczne półuśmiechy, którymi mimowolnie reaguje na przejawy ludzkiej głupoty. Sama w sobie nie jest może jakaś głęboka i widoczna i nie spędzałaby mi snu z powiek, gdyby nie fakt, że w ciągu dnia często dochodzi do zbierania się w niej podkładu/kremu bb, co wygląda po prostu nie estetycznie. Dlatego też postanowiłam działać.


Regenerujące serum do ust i okolic Pat & Rub zakupiłam na początku lipca ubiegłego roku (KLIK), głównie ze względu na zawartość niejakiego Voluformu - naturalnego surowca, który stymuluje komórki tłuszczowe do wzrostu, co w efekcie prowadzić ma do napięcia i ujędrnienia skóry, przywrócenia jej gęstości i wygładzenia zmarszczek. Prócz niego, w składzie serum znajdziemy również takie dobroci jak kwas hialuronowy, olej migdałowy, roślinną glicerynę, czy masło shea, które mają za zadanie nawilżać i regenerować skórę. 


Cena: ok. 79 zł/ 15 ml

Serum zamknięte jest w miękkiej plastikowej tubce z wąskim aplikatorem, utrzymanej w czarno-białej kolorystyce. Całość przychodzi do nas zapakowana dodatkowo w biały kartonik. Konsystencja serum jest dosyć lekka, wystarczy naprawdę odrobina aby dobrze pokryć usta i obszar wokół nich. Zapach przyjemny, grejpfrutowy. Smak neutralny.

Produkt łatwo się rozprowadza i dość szybko wchłania, pozostawiając na skórze aksamitną powłoczkę. Ładnie nawilża i regeneruje skórę, świetnie radzi sobie z łagodzeniem podrażnień. Niestety, po 6 miesiącach codziennego stosowania nie zauważyłam jakiegokolwiek wygładzenia wspomnianej zmarszczki, a właśnie na to najbardziej liczyłam. Żeby było ciekawiej, niecałe dwa tygodnie temu poddałam się, odstawiłam serum P&R, a zmarchę zaczęłam smarować serum pod oczy Yonelle (KLIK) i po tak krótkim czasie już widzę niesamowitą poprawę! To tylko dodatkowo pogłębiło moje rozczarowanie...

Podsumowując, w tubce została mi jeszcze całkiem spora ilość produktu, więc z pewnością ją zużyję, ale powrotów do tego serum nie planuję. Samo nawilżanie, to dla mnie trochę za mało. Liczyłam na więcej.

Pozdrawiam,
Ania
Organique Sensitive Body Butter

19:18

Organique Sensitive Body Butter

Każda wizyta w salonie Organique to prawdziwa uczta dla nosa. W moim odczuciu kosmetyki tej marki są jednymi z najładniej pachnącymi na rynku, a zapach magnolii w ich wykonaniu to już jest prawdziwe mistrzostwo. Uwielbiam ten zapach i regularnie sięgam po niego pod różną postacią. Tym razem zdecydowałam się na masło do ciała z linii Sensitive.

Masełko zamknięte jest w typowym dla marki plastikowym słoiczku z aluminiową zakrętką. Przeznaczone jest do pielęgnacji skóry suchej, wrażliwej i alergicznej, może być stosowane również przez kobiety w ciąży. W składzie znajdziemy takie dobroci jak masło shea, masło kakaowe, ekstrakt z alg, jedwab czy kwas hialuronowy. Masło łatwo rozprowadza się na ciele i dość szybko wchłania, pozostawiając aksamitne wykończenie. Skóra po jego użyciu jest miękka i miła w dotyku, nawilżona na wiele godzin, a do tego przepięknie i subtelnie pachnie. Masełko świetnie sprawdza się po depilacji, bowiem doskonale łagodzi podrażnienia.

Skład: Aqua/Water, Butyrospermium Parkii (Shea Butter), Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Polysorbate-80, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Hydrolyzed Silk, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Cantella Asiatica Extract, Undaria Pinnatifda Extract, Triticum Vulgare (Wheat) Germ Extract, Saccharomyces Cerevisiae Extract, Sodium Hyaluronate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Sodium Hydroxide, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum.

Cena: ok. 41,90 zł/ 150 ml

Jeśli szukacie dobrego masła do ciała o pięknym zapachu i przyjemnym składzie, to Organique Sensitive będzie dobrym wyborem. Sama z pewnością jeszcze nie raz będę do niego wracać.

Pozdrawiam,
Ania
Kosmetyczne odkrycia roku 2014 - pielęgnacja

17:18

Kosmetyczne odkrycia roku 2014 - pielęgnacja

W poprzednim wpisie pokazywałam Wam swoje kosmetyczne odkrycia roku 2014 w kategorii kosmetyków kolorowych (KLIK), a dziś zgodnie z obietnicą zapraszam Was na odkrycia z dziedziny pielęgnacji.

Najliczniej reprezentowane są produkty do pielęgnacji twarzy:

Nawilżająca maseczka Origins Drink Up Intensive (KLIK) okazała się wybawieniem w okresie jesienno-zimowym. Jest prosta w użyciu, przepięknie pachnie i genialnie nawilża, a efekt jej działania utrzymuje się przez kilka dni.  

Serum regulujące z mącznicy lekarskiej John Masters Organics (KLIK) towarzyszyło mi przez okres wakacyjny. Regularnie stosowane naprawdę ograniczało wydzielanie sebum, a jednocześnie pielęgnowało skórę poprawiając jej ogólną kondycję i zmniejszając ilość niespodzianek. Efekt działania serum utrzymywał się jeszcze kilka tygodni po zaprzestaniu stosowania.  

Yonelle Infusion Eye Lift Serum (KLIK) to moje pierwsze serum pod oczy i od razu bardzo udane. Ładnie nawilża skórę, napina ją i wygładza, a także zmniejsza widoczność cieni, co dla mnie jest ogromnym atutem.  

Peelingu enzymatycznego Organique (KLIK) chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Mimo, że za pierwszym razem trafiłam na egzemplarz pochodzący z wadliwej serii (KLIK) i bezpośrednio po użyciu byłam cała czerwona, to i tak bardzo go polubiłam, bo gdy zaczerwienienie zeszło naprawdę widać było efekty. Teraz, kiedy znów pojawił się w sprzedaży, bez wahania kupiłam go po raz drugi i bez efektu ubocznego w postaci rumienia moje zadowolenie jest jeszcze większe.

Muszę też wspomnieć w tym miejscu o dwóch produktach, których zabrakło na zdjęciu, gdyż aktualnie nie posiadam ich w swojej kosmetyczce, a które również zasługują na uwagę. Są to balsam do ust Nuxe (KLIK) oraz łagodzący tonik z Pat & Rub (KLIK).

Dłonie są wizytówką kobiety, a nie ma pięknych dłoni bez zadbanych skórek. Moje udało mi się doprowadzić do ładu dzięki dwóm produktom: żelowi Sally Hansen Instant Cuticle Remover  oraz masełku Burt's Bees Lemon Butter Cuticle Cream (KLIK).

Długo poszukiwałam idealnego delikatnego szamponu do włosów i w ubiegłym roku wreszcie go znalazłam. Neutralny szampon do wrażliwej skóry głowy Natura Siberica w moich oczach ma same zalety: nie wysusza, nie podrażnia, dobrze oczyszcza, nie plącze włosów, przyjemnie pachnie i świetnie się pieni. Nic lepszego nie szukam.

Ostatnim kosmetycznym zachwytem ubiegłego roku jest zapach Chanel Chance Eau Tendre. Żadna nowość na rynku, ale ja trafiłam na niego dopiero w minione wakacje. Tak mi się spodobał, że poprosiłam o próbkę (KLIK), a potem z każdym dniem zakochiwałam się w nim coraz bardziej. Na szczęście św. Mikołaj okazał się wyrozumiały i teraz będę mogła cieszyć się tym pięknym zapachem przez dłuższy czas.

I to już wszystkie moje odkrycia 2014 roku. Teraz chętnie poznam Wasze pielęgnacyjne hity, więc piszcie, linkujcie i dzielcie się tym co najlepsze :)

Pozdrawiam,
Ania

Kosmetyczne odkrycia roku 2014 - kolorówka

15:16

Kosmetyczne odkrycia roku 2014 - kolorówka

Po nowościach (KLIK) i zużyciach (KLIK) zwykle przychodzi czas na ulubieńców. Ponieważ jednak wraz z miesiącem grudniem zakończył się cały 2014 rok, więc i ulubieńcy będą całoroczni. Jeśli jesteście ciekawi jakie produkty zachwyciły mnie w ubiegłym roku, to serdecznie zapraszam. Na początek kolorówka.

Gąbeczka Beauty Blender i krem BB Dr G Gowoonsesang Brightening Balm Super Light (KLIK) to duet, który wniósł mój makijaż na wyższy poziom i bez którego już nie wyobrażam sobie życia. Dzięki tym produktom moja problematyczna cera wygląda dobrze jak nigdy: świeżo, promiennie, a przede wszystkim bardzo naturalnie. Doskonałym uzupełnieniem tego duetu w trudniejszych okresach okazał się korektor MAC Pro Longwear w odcieniu NC15 (KLIK). Świetnie kryje niedoskonałości i jest naprawdę trwały, dzięki czemu zapewnia mi poczucie komfortu na cały dzień.

W kategorii róże rok 2014 należał do firmy MAC - to właśnie po nie sięgałam najczęściej, a moje zbiory powiększyły się o trzy nowe odcienie. Z tej trójki na miano odkryć roku zasługują szczególnie dwa: Sweet Sentiment (KLIK) oraz Rosy Outlook.

W ubiegłym roku dzięki współpracy z firmą Costasy po raz pierwszy zetknęłam się z kosmetykami mineralnymi Lily Lolo i muszę przyznać, że było to bardzo udane spotkanie. Spośród produktów, które miałam okazję przetestować największe wrażenie wywarły na mnie rozświetlający puder Translucent Silk (KLIK) oraz naturalna pomadka w odcieniu Romantic Rose (KLIK).

Pozostając przy produktach do ust, szczególną sympatię zaskarbiły sobie pomadka MAC Bombshell (KLIK) oraz eliksir L'Oreal Extraordinaire w odcieniu 102 Rose Finale (KLIK).

Po cienie do powiek sięgałam stosunkowo rzadko, ale jeśli już to robiłam, mój wybór padał na paletkę Inglot (KLIK). Bardzo zaprzyjaźniłam się również ze słynną kredką Max Factor 090 Natural Glaze. Ostatnimi czasy nie sypiam tyle, ile bym chciała, a ona ładnie odświeża spojrzenie.

Na moich paznokciach najczęściej gościły lakiery Essie. Sezon letni całkowicie zdominował piękny koral Cute As A Button (KLIK), jesień zaś należała do głębokiej czerwieni A List (KLIK). Good To Go (KLIK) okazał się świetnym wyborem w kwestii lakierów nawierzchniowych, z kolei Beyond Cozy to nabytek z końca roku i niewątpliwa gwiazda sezonu świąteczno-karnawałowego.

I to już wszystkie perełki w dziedzinie makijażu. Dajcie znać, co Was zachwyciło z kolorówki w ubiegłym roku, a ja już teraz zapraszam Was na kolejny podsumowujący wpis, tym razem poświęcony produktom do pielęgnacji.

Pozdrawiam,
Ania
Grudniowe zużycia

13:37

Grudniowe zużycia

Witam Was serdecznie w Nowym Roku 2015. Jakoś tak wyszło, że zaczniemy go od zeszłorocznych śmieci - może to i mało elegancko, ale były nowości (KLIK), muszą więc być i zużycia. 

1. Gillette Satin Care, czyli kolejne opakowanie mojego ulubionego żelu do golenia w wersji dla skóry suchej. Jak dla mnie najlepszy i póki co nie planuję szukać innego.

2. Garnier płyn micelarny 3w1 - porównywanie go z różową Biodermą jest jakimś nieporozumieniem. Owszem jest delikatny, nie podrażnia oczu ani skóry, ale na tym podobieństwa się kończą. Makijaż zmywa przyzwoicie, ale tylko przyzwoicie, w dodatku strasznie się pieni. Na plus na pewno stosunek pojemności do ceny i to w zasadzie jedyny powód, dla którego być może kiedyś jeszcze do niego wrócę. Póki co znów goszczę w łazience Biodermę i bardzo się z tego cieszę.

3. Pat & Rub otulający balsam do rąk - nie wiem, które to już opakowanie tego balsamu, ale z pewnością nie ostatnie, zresztą Ci z Was, którzy zaglądają tu regularnie na pewno zauważyli, że balsamy do rąk P&R pojawiają się niemal w każdym denku. Aktualnie mam w użyciu wersję relaksującą, a w zapasach czeka jeszcze hipoalergiczna.

4. The Body Shop truskawkowy żel pod prysznic - uwielbiam żele pod prysznic TBS, póki co nie znalazłam lepszych, a wersja truskawkowa jest jedną z moich ulubionych. Pięknie pachnie, dobrze się pieni, nie wysusza skóry i jest bardzo wydajna. W dodatku opakowanie ładnie się prezentuje w łazience. Aktualnie w użyciu wersja o zapachu mango.

5. The Body Shop masło do ciała Chocomania - masła do ciała TBS, podobnie jak żele, są dla mnie mistrzami w swojej kategorii. Nic innego nie zapewnia mojej skórze tak długotrwałego uczucia komfortu i nawilżenia, które utrzymuje się aż do następnego mycia. Obecnie używam masła do ciała Organique Sensitive, które również bardzo dobrze się sprawuje, ale już poprosiłam siostrę o poczynienie masełkowych zakupów.

6. L'Biotica Biovax maseczka do włosów suchych i zniszczonych - nie wiem czemu ją kupiłam, bo miałam kiedyś próbkę i nie bardzo się wtedy u mnie sprawdziła, ale cieszę się że to zrobiłam. Maska bardzo silnie nawilżała i odżywiała włosy, które po jej użyciu stawały się wygładzone, miękkie i miłe w dotyku. Uważać powinny tylko osoby, których włosy są podatne na obciążenie - zbyt duża ilość produktu lub zbyt długi czas trzymania na włosach może bowiem wywołać taki właśnie efekt. Z pewnością będę jeszcze po tą maseczkę sięgać. Aktualnie wróciłam do wersji mlecznej (KLIK).

7. Pat & Rub maska regenerująca (KLIK) - bardzo przyjemna i bardzo wydajna maska, o świeżym cytrusowym zapachu. Dodaje włosom objętości i ładnie podkreśla skręt. Na razie mam na liście jeszcze kilka innych produktów do wypróbowania, ale myślę, że kiedyś jeszcze się spotkamy.

8. Dr G Gowoonsesang Brightening Balm Super Light (KLIK) - jedno z kosmetycznych odkryć ubiegłego roku. Jasny odcień, który ładnie dopasowuje się do skóry, niezłe krycie, satynowe wykończenie i bardzo naturalny wygląd to tylko niektóre z jego zalet. W użyciu kolejne opakowanie i z pewnością będą następne.

9. Celia Nude 603 - pierwsza w życiu kolorowa pomadka, którą udało mi się wykończyć (Marti, to jest jednak możliwe!) i już wytypowałam kolejne, które ten los czeka :) Bardzo przyjemna, kremowa i dość treściwa konsystencja sprawiła, że pomadka z powodzeniem zastępowała mi pomadkę ochronną i chroniła moje usta w czasie jesiennych chłodów. Teraz przez najbliższe zimowe miesiące jej miejsce zajmie odcień 602 :)

10. Alterra pomadka rumiankowa (KLIK) - to mój łazienkowy nawilżacz do ust, który od czasu do czasu jak sobie przypomnę ląduje również na rzęsach. Z pewnością będę do niej wracać, na razie jednak wyeksmitowałam do łazienki sztyft Burt's Bees, który w warunkach torebkowych się nie sprawdził, a tam dopełni swego żywota.

11. Essie Good To Go (KLIK) - kolejne zeszłoroczne odkrycie: przyspiesza wysychanie, nabłyszcza, przedłuża trwałość lakieru i nie ściąga go. Niczego więcej mi nie trzeba. Pod koniec trochę zgęstniał, ale jak widzicie na zdjęciu niewiele się zmarnowało. Nowa buteleczka już jest w użyciu.

12. Bioderma Matricium (KLIK) to jeden z hitów roku 2013 (KLIK). Wspaniale łagodzi i regeneruje skórę, wyrównuje jej koloryt, zmniejsza zaczerwienienia, a w moim przypadku również sprzyja walce z trądzikiem. To już moje trzecie, czy czwarte opakowanie i na pewno nie ostatnie.

W grudniu udało mi się również zużyć kilka próbek. Dwa mazidła do ciała L'Occitane niczym mnie nie zauroczyły, emulsja do skóry atopowej Adamed również. Sudocrem nie sprawdził się u mnie w ogóle, Avene Cicalfate jest zdecydowanie lepszy. Burberry Brit Rhythm podobał mi się i nie podobał jednocześnie. Bardzo intrygujący zapach, kojarzył mi się z dzieciństwem (nie wiem czemu). Za to zauroczył mnie nowy zapach Chloe Love Story -  jest absolutnie piękny i z przyjemnością widziałabym go u siebie.

I to już wszystkie zdenkowane w grudniu produkty. Nie ma tego dużo, zwłaszcza w zestawieniu z nabytkami bilans wypada niekorzystnie, ale jak to mówią: od przybytku głowa nie boli ;)

Pozdrawiam,
Ania
Copyright © 2017 Po tej stronie lustra